Początki malowania pejzaży nie były zbytnio udane: nie bardzo miałam pojęcie, jak się zabrać do tematu, na co zwracać uwagę, jak dobierać kolory. Zachowało się z tego okresu niewiele prac, może to i dobrze;)
Malowanie pastelami olejnymi wcale nie przypominało malowania zwykłymi, czyli kredowymi pastelami Pastele kredowe brudzą co prawda tak jak węgiel rysunkowy, tylko na kolorowo, natomiast pastele olejne to całkiem inna bajka.Maluje się nimi raczej ciężko – i to dosłownie: trzeba przyciskać pastel do papieru, a i lepiej żeby i papier był z tych lepszych, bo cieńszy można zwyczajnie podrzeć. Pastele te można na siebie nakładać, wtedy zaczynają się jakby ślizgać po poprzedniej warstwie i z nią częściowo mieszać. Trzeba też mieć przemyślaną pracę i kompozycję, bo raczej nie da się zmazać błędów, co najwyżej jakoś je przerysować. Są pracochłonne, wymagają dokładnego nakładania miejsce za miejscem, no chyba ze mamy zupełnie inny pomysł i koncepcję. Ja raczej nie próbowałam. Narysowałam tez trochę drobnych ilustracji dla syna do szkoły(jak wielu rodziców pewnie); było to w ramach pracy dodatkowej, ale już ich nie zobaczyłam, no i nie udokumentowałam nawet, a szkoda, bo były to bardzo ładne ilustracje do paru bajek.
Zachowały mi się tylko dwie prace na bloku rysunkowym i technicznym oraz jeden dosłownie szkic, co prezentuję poniżej:
Farby temperowe traktowane są jako dobre przygotowanie do malowania farbami olejnymi. W moim przypadku nie zdało to jednak egzaminu: pierwsze próby podjęłam w dzieciństwie (chatka w górach); później, mając około 12 lat namalowałam kwiaty, ale wciąż nie byłam zadowolona z efektów; w zasadzie nikt mi też nie dawał żadnych wskazówek: dostałam temperę i hasło: „maluj”. Ale jak zastosować kryjące właściwości farby, GDZIE kłaść plamy kolorów, o jasności i zestawieniach barw nie wspominając-NIC. Wiec i efekt średni. Olejami zaczęłam więc malować dużo później.
Jak już wspominałam, z braku ładnych serwetek z motywem świątecznym postanowiłam wykonać je sama. Płótno lniane zdobyłam w domu towarowym, koronki w Cepelii, wszystko sama obszyłam i przystąpiłam do malowania. Płótna niczym nie gruntowałam, po prostu namalowałam bombki, Świętą Rodzinę, a później zajączki – i wszystko trzyma ładnie do dziś, a przecież od czasu do czasu trzeba było to przeprać i przeprasować. A od tamtego czasu minęło już 15 lat z okładem…
Dla siebie namalowałam Świętą Rodzinę – Dzieciątko w żłobku ma prawdopodobnie rysy malutkiego wówczas mojego dziecka:
Nieco później zrobiłam podobny bieżnik na Wielkanoc: tym razem namalowałam króliczki i kurczaczki, motyw w zasadzie banalny, ale bardzo przeze mnie lubiany – wiosną mam w kuchni sporo ceramicznych kaczek…
W liceum na zajęciach plastycznych(dodatkowych, oprócz „normalnej ” szkoły) odbyło się parę fajnych lekcji dla zapoznania się z różnymi technikami malowania. Czytaj dalej Malowanie tuszem