Pierwszy potret konia namalowałam, jak już wspomniałam, na życzenie męża. Opisywałam to parę miesięcy wcześniej.
Namalowałam jeszcze podobny portret konia dla szwagierki oraz dla ojca na potrzebny mu prezent.
Parę lat później naszkicowałam mały portrecik siwka w pastelach, by potem namalować go w formie olejnej. Pastelowy portrecik mam do dziś, ten w oleju gdzieś sie rozpłynął..Pozostał więc pastel:
Mały portrecik białego konika w żywszych kolorach tła powstał paręnaście lat później i malowałam go już w towarzystwie urodzonej w międzyczasie siostrzenicy:)
Użyłam tu już zupelnie innych kolorów, zarówno, jeśli chodzi o tło, jak i samego konia, który był zupełnie innej maści. Poprzednie konie to raczej gniadosze, a tutaj – siwki :).
Jako podkladu do zobrazowania konia użyłam oczywiscie bieli tytanowej przyciemnianej mieszaniną czerni kostnej, umbry palonej oraz ochry. W niektórych miejscach dodałam nawet żółci.
Tło rozumiane jako zmiękczona forma rosnącego w oddali lasku i skrawka nieba wymagało mieszanki jasnego błękitu i różnych odcieni zieleni.
Niedługo potem zaczęłam szkicować coś zupełnie innego: był to biały koń w galopie,na płycie, lecz niestety pozostał ciągle niedokończony i nadal czeka na sprzyjający mu moment. Jakoś jednak nie mogę do niego wrócić….