Każdy, kto choć trochę leżał w szpitalu, zna śmiertelną nudę towarzyszącą procesowi zdrowienia: bóle powodujące konieczność czasowego zameldowania się w owym przybytku w zasadzie już minęły, ale trzeba jeszcze trochę pobyć na oddziale, a robić nie ma co. Bo ile można oglądać telewizję???, czytać, rozmawiać…no, za tym akurat nie przepadam więc lepiej byłoby coś namalować…A ile w tym czasie zrobiłoby się w domu! Oczywiście po wyjściu okazuje się, że wcale nie zdziała się tak znowu dużo, ale pomarzyć zawsze można.
Zamiast leżeć tak zupełnie bez sensu, porysowałoby się trochę..
Tak powstały moje pierwsze bukieciki – narysowane zwykłymi, świecowymi kredkami:
I znów szpital, nuda jak zawsze, badań prawie nic, ale obserwacja, itp, itd.
A tu materiałów ja na lekarstwo, a rodzina daleko…
Udało mi się zdobyć papier do ksero i długopis. W końcu dla chcącego nic trudnego:)
Tak narysowałam pięknie kwitnące właśnie liliowce i maki: